Pośród lagun i kanionów

W trakcie tradycyjnego już spotkania w Hořicach kończącego kaktusiarski rok, niespodziewanie otrzymałem od Jardy propozycję wyjazdu do Meksyku. Nie odpowiedziałem natychmiast, bo nie wiedziałem, czy nie oprotestuje tego małżonka i wspólnicy w firmie. Dopiero co przecież wróciłem z Chile. Po dwóch dniach i wybadaniu sytuacji, szczęśliwy potwierdziłem swój udział w eskapadzie i rozpocząłem przygotowania, głównie pod kątem rozpracowania zaplanowanej zgrubnie trasy przejazdu w stosowanym przeze mnie programie OZIExplorer zainstalowanym na smartfonie.

21.02.2014 piątek
O godzinie 6:10 samolot linii KLM zabrał mnie z Warszawy do Amsterdamu, gdzie po pewnym czasie pojawili się moi współuczestnicy wyprawy: Jarda Šnicer, Ladia Vacek, Libor Mejstřik oraz Pepa Hodyc.

Wspólnie przed dalszym lotem wypiliśmy jeszcze w barze piwo i po szklaneczce whisky za moje zdrowie, bowiem tego dnia były moje urodziny i bez jakichś większych komplikacji wypakowaliśmy się na lotnisku w Mexico City. Szybko pojawił się ajent z wcześniej zarezerwowanym autem typu VW Bus (stan licznika 51.123 km), którym dość sprawnie wydostaliśmy się poza miasto. Po jakimś czasie prowadzący auto Jarda zażądał zmiany za kierownicą, wobec czego przy braku chęci pozostałych uczestników przejąłem pałeczkę, a raczej kierownicę i tak dojechaliśmy do San Juan del Rio.

  

Za miastem w pierwszym napotkanym hotelu typu „na godziny” zanocowaliśmy.


22.02.2014 sobota – San Juan del Rio 51.303 km (hotel)
Po śniadaniu zrobiliśmy poważne zakupy w pierwszym napotkanym markecie, po czym skierowaliśmy się przez Cadereyta i Vizaron do osady Maconi, za którą uwagę naszą przyciągnęły wiszące na skałach:

 

- Mammillaria elongata GM1610.1 i białe

- Argemone pleyacantha  1878 mnpm Maconi, Que.

Naszym celem było jednak stanowisko nowego strombokaktusa, ale nie to, które już mi jest znane, tylko inne.

 Chwilę spędziliśmy w ogródku botanicznym w pobliżu przepompowni, w którym poza typowymi dla tych okolic roślinami znaleźliśmy kilka martwych egzemplarzy S. corregidorae. Minęliśmy moje stanowisko i niżej zatrzymaliśmy się przy jednym z kanionów. Na stromych ścianach wisiały:

 

- Strombocactus corregidorae GM1610.2  razem z którym występowały nieliczne S. disciformis    1330 mnpm Maconi, Que.

Drogą zjechaliśmy do końca, tj. poniżej dolnej przepompowni. Tutaj zobaczyliśmy:

  

- Strombocactus disciformis GM1610.3                                      - Mammillaria infernillensis GM1610.6

- Thelocactus leucacanthus schmollii 

- M. cadereytensis

- M. elongata

- Echinocereus pentalophus GM1610.7 o zwieszających się, ponad metrowych pędach

- Astrophytum ornatum GM1610.4

- Pseudosmodingium virletii GM1610.5                                                                                     1130 mnpm Maconi, Que.

Wracając jeszcze raz zatrzymaliśmy się przy S. corregidorae. Niektóre miały już owoce, ale niestety jeszcze niedojrzałe. Przy moim stanowisku z roku 2012 spotkaliśmy samotnie podróżującego kaktusiarza austriackiego, Horsta Amlachera znanego mi ze spotkań TCG, który mnie także poznał. Jadąc w kierunku północnym na chwilę zatrzymaliśmy się przy pionowych skałach, na których były:

- Strombocactus disciformis „jarmilae” GM1610.8

- Mammillaria parkinsoni                                                                                                 1610 mnpm La Plazuela, Que.

Wieczorem dotarliśmy w pobliże Alamos, zjechaliśmy w głąb położonego po wschodniej stronie niezbyt głębokiego kanionu na bokach którego kwitły białymi kwiatami liczne

Oenothera tetraptera.GM1610.9 i tu rozbiliśmy namioty,

zjedliśmy ze smakiem przygotowaną przez Jardę kolację oraz udaliśmy się na zasłużony nocleg.             1430 mnpm Alamos, Gto.



23.02.2014 niedziela – 51.605 km

 

Rano, po śniadaniu przejechaliśmy przez ospałe Alamos i ruszyliśmy niewyraźną drogą kierując się w górę potoku. Minęliśmy znane mi stanowisko Strombocactus esperanzae nie zatrzymując się przy nim i podążyliśmy poszukując dalszych potencjalnych stanowisk. Zatrzymaliśmy się przy obiecujących skałach:

- Strombocactus esperanzae GM1610

- Ferocactus echidne

- Coryphantha erecta GM1610.11

- Echinocereus pentalophus GM

- Mammillaria elongata GM1610.10

- M. magnimamma GM1610.14

- Argemone mexicana GM1610.12

- Hunnemannia fumariifolia GM1610.13                                                                     1545 mnpm, Gto.

Nieco dalej: - Strombocactus esperanzae

- Graptopetalum aff. pusillum GM1610.15                                                                    1590 mnpm, Gto.

Następnie: - Strombocactus esperanzae GM1610.16

dość nieliczne - Mammillaria elongata GM1610.17

- Abronia villosa (Verbenaceae) GM1610.18

- Ferocactus echidne GM1610.19

- Bursera

- Leonotis nepetifolia GM1610.20                                                                             1630 mnpm, Gto.

Jeszcze dalej zmienił się typ skał na bazaltowe. Tutaj pojawiły się:

- Pachyphytum viride GM1610.21

- Mammillaria magnimamma GM1610.22                     

 

   koledzy wyraźnie znużeni penetrowaniem kanionu                                                            1670 mnpm, Gto.

Znowu pojawił się typ skał, na których rosną strombaki:

  

- Strombocactus esperanzae GM1610.23 prześlicznie kwitnące.

1680 mnpm, Gto.

Dalej kanion zaczął się wypłaszczać i nie było już sensu poszukiwać czegokolwiek. Wyjechaliśmy na lepszą drogę kierując się na zachód. W pewnym miejscu, wysoko nad naszymi głowami mignęły jakieś kaktusy. Zatrzymaliśmy się i zaczęliśmy penetrować miejscami dość niebezpieczne stromizny, na których odkryliśmy:

- Ferocactus latispinus GM1610.26

- Mammillaria muephlenpfordtii GM1610.30

- M. cadereytensis GM1610.29

- Coryphantha cornifera GM1610.27

- C. erecta GM1610.28

- Echinofossulocactus crispatus GM1610.24

- Euphorbia radians GM1610.25                                                                                      2080 mnpm La Tapona, Gto.

Stąd droga powiodła nas na stanowisko:

    - Coryphantha ottonis ssp. boehmei GM1540.1                                - Agave montana GM1610.31 

- Mammillaria uncinata GM1540.2                                                                                    San Jose del Chilac, Gto.

Postanowiliśmy zobaczyć jeszcze Echinofossulocactus albatus. Dodatkowym atutem było miejsce doskonałe na zbliżający się nocleg. Po drodze zatrzymaliśmy się w miasteczku Tierra Quemada, już w stanie SLP, gdzie akurat na głównym placu odbywał się typowy dla Meksyku, niedzielny jarmark.

 

Jarda, nie bacząc na groźbę zatrucia pokarmowego, nawet kupił sobie lody, ale my chcieliśmy zjeść coś bardziej treściwego. Niestety, poza słodyczami i watą cukrową nic nie znaleźliśmy, wobec czego pojechaliśmy dalej. Wjeżdżając na drogę Mex-57 zatrzymał nas nietypowy widok.

 

Na wysokim postumencie widniał krzyż z Jezusem, który miał założoną zieloną sukienkę. Musieliśmy ten widok uwiecznić na zdjęciach.

 

Zaraz za skrzyżowaniem pobocza obsadzone były przez różnej maści sklepiki sprzedające zazwyczaj pamiątki, wyroby ceramiczne, krzewy i różne rzeczy potrzebne w codziennym życiu tubylców. My skorzystaliśmy z przydrożnego sklepu – restauracji, gdzie dokonaliśmy zakupu brakującej już wody oraz zamówiliśmy jakieś porządniejsze jedzenie w postaci doskonałych takos nadziewanych różnymi składnikami. Najedzeni, w doskonałych humorach dotarliśmy na miejsce ukryte przed wzrokiem mieszkańców Jesus Maria, dość blisko stanowiska z Echinofossulocactus albatus.


24.02.2014 poniedziałek – Jesus Maria, 51.842 km

Rano w miejscu noclegu dopatrzyliśmy się Agave schiedigera,

Mammillaria uncinata i Echinofossulocactus phyllacanthus.

Około kilometra przeszliśmy pieszo do skał pożądanego stanowiska, na których zobaczyliśmy:

 

- Echinofossulocactus phyllacanthus GM1363                            - Mammillaria monancistracantha GM1362

- Echinofossulocactus albatus GM1365

- Coryphantha clavata GM1365.3

- Agave schiedigera GM1362.1

- M. centralifera

- M. magnimamma GM1362.2

- Pachyphytum hookeri GM1365.2

- Ferocactus latispinus GM1362.3                                                                              1990 mnpm Jesus Maria, SLP

Wróciliśmy do auta i ruszyliśmy w długą drogę, mijając miasta San Luis Potosi i Zacatecas. Wjechaliśmy do Pozo de Gamboa, na którego okolicznych wzgórzach spodziewałem się zobaczyć niewielkie, w kolekcjach zapomniane mamilarie. Wypatrzoną drogą dotarliśmy do pierwszego, stosunkowo niewysokiego wzgórza o czerwonej ziemi i porośniętego obficie trawą, po czym zaczęliśmy się po nim wspinać. Od początku zauroczyły nas kwitnące:

 

- Echinofossulocactus coptonogonus GM1611.1

 

- Ef. phyllacanthus GM1611.5                                                                   - Centaurium sp.

- Thelocactus lloydii GM1611.2

- Echinocactus horizonthalonius GM1611.3

- Echinocereus pectinatus GM1611.4 lecz poszukiwanych roślin nie widzieliśmy. Dopiero za wzgórzem zauważyłem płaszczyzny ziemi o bardziej rdzawym odcieniu, może też mniej porośnięte trawą, i tam dopiero zatrzymały mnie kwiatki wystające z ziemi bądź trawy. To właśnie były kwitnące akurat

 

- Mammillaria boelderliana GM1611, której zapewne bym nie znalazł, gdyby nie były w trakcie kwitnienia.

Posiadałem w swojej kolekcji ich siewki od bardzo już dawna, ale też nigdy nie doczekałem się ich kwiatów, więc większości się pozbyłem. Pozostawiłem sobie tylko jedną lub dwie rośliny. Zaskoczenie było więc tym większe.    

                                                                                                                                    2290 mnpm Pozo de Gamboa, Zac. 
Teraz zatrzymaliśmy się w pobliżu niewysokich wzgórz, przed którymi widzieliśmy tylko:

- Coryphantha poselgeriana GM1611.7

- C. palmeri GM1611.8

- Echinocereus pectinatus GM1611.9

- Glandulicactus uncinatus GM1611.10                                                                                1950 mnpm San Juan, Zac.

Oczywiście chcieliśmy też zobaczyć nowo opisaną mamilarię, którą też przypadkiem znalazł Zdenek Vaško, zatrzymaliśmy się więc w najwyższym miejscu drogi:

- Echinocactus horizonthalonius

- Echinocereus pectinatus

 

- Mammillaria hermosana GM1612                                                                                  2110 mnpm El Encino, Zac.

Jadąc dalej na zachód zatrzymaliśmy się już przy zachodzącym słońcu, znajdując:

- Echinocereus pectinatus

- Echinofossulocactus zacatecasensis

 Coryphantha palmeri

- Mammillaria wohlschlageri GM1613                                                                2110 mnpm San Antonio de Triana, Zac.

Na nocleg wybraliśmy znane mi miejsce w niewielkim kamieniołomie przy niezbyt uczęszczanej drodze.

25.02.2014 wtorek – El Encinal, 52.273 km


Obudziło nas przejeżdżające auto. Po drobnym śniadaniu udaliśmy się na miejsce, w pobliżu którego Karel Kracik znalazł ciekawe Rapicactus beguinii o papierowo cienkich cierniach środkowych. To było moje miejsce z roku 2009. Teraz też zobaczyliśmy:

 

- Rapicactus beguinii GM1222

- Echinofossulocactus zacatecasensis GM1222.2

 

- Mammillaria zacatecasensis GM1222.3

- Echinocereus pectinatus GM1222.4

- Mammillaria gummifera lub formosa GM1222.5

- M. stella-de-tacubaya

- Neolloydia conoidea

- Agave parryi

- Nolina caespitiflora GM1614.

Spod nóg wyfrunął jakiś większy ptak, pozostawiając dwa jaja w gnieździe.                             2450 mnpm El Encinal, Zac.

Po kilkudziesięciokilometrowej podróży zatrzymaliśmy się jeszcze w moim starym miejscu:

 

- Mammillaria lasiacantha ssp. hyalina GM1223                          - Echinomastus unguispinus GM1223.3

- Thelocactus lloydii GM1223.4

- Echinocereus pectinatus GM1223.1                                                                      2060 mnpm Mesa El Palmarillo, Zac.

Tam gdzie kiedyś był niewielki wodopój, teraz zobaczyliśmy kopalnię kruszywa. 

Kilkanaście kilometrów dalej:

- Thelocactus lloydii GM1617                                                                                      2005 mnpm Mesa El Palmerillo, Zac.

Skierowaliśmy się w okolice Serano, ale nie dojeżdżając do wioski nic ciekawego nie znaleźliśmy, wobec czego zawróciliśmy, kierując się do czekających na nas lagun. Zatrzymaliśmy się dopiero w Estacion Camacho aby coś zjeść, po czym ruszyliśmy na północ.

Osiągnęliśmy pierwszą lagunę, ale nie poświęciliśmy jej zbyt dużo czasu, znajdując:

- Coryphantha macromeris GM1617.1

- C. poselgeriana

 - Glandulicactus uncinatus GM1617.2

- Hamatocactus hamatacanthus GM1617.4

- Homalocephala texensis GM1617.3                                                                               1590 mnpm Est. Camacho, Zac.

Niedaleko znajduje się druga, chyba większa laguna, w której już kiedyś znalazłem Ariocarpus kotschoubeyanus, więc tam się udaliśmy, bo też zbliżał się zmierzch. Teraz mieliśmy więcej czasu, wobec czego znaleźliśmy:

- Coryphantha macromeris

- C. poselgeriana

- Glandulicactus uncinatus GM1616.1

- Ariocarpus kotschoubeyanus GM1231.4

 

- Mammillaria coahuilensis GM1616

- Homalocephala texensis GM1231.1                                                                        1595 mnpm Estacion Fuertes, Zac.

Po przeciwnej stronie drogi wyższa roślinność była znacznie gęstsza, ale kaktusy podobne, przy czym pojawił się dodatkowo:

 

- Echinocereus palmeri ssp. mazapil GM1615, ale znaleźliśmy tylko 2 rośliny - Mammillaria aff. grusonii równie nieliczne, wciśnięte w glebę malutkie roślinki.

Już przy nisko położonym słońcu udaliśmy się w głąb laguny, rozpaliliśmy w przecinającym lagunę rowie ognisko

i Jarda zgotował nam wspaniałą kolację w postaci smakowitych quesadillas. Jarda wyspecjalizował się w takim meksykańskim gotowaniu i jest w tym naprawdę dobry. Mnie jego wyroby bardzo smakują i przypadają do gustu.

26.02.2014 środa – Estacion Fuertes, 52.498 km
Rano zauważyliśmy, że śpimy na:

- Mammillaria coahuilensis GM1619.2 oraz

 

- Ariocarpus kotschoubeyanus GM1619.5                                   - Thelocactus lloydii GM1619.3

Przy uważnym przeglądzie najbliższej okolicy odnotowaliśmy jeszcze :

- Homalocephala texensis GM1619.4

- Coryphantha poselgeriana

- C. macromeris GM1619.6

- Cylindropuntia tunicata

- Opuntia schafei GM1618 z grupy drobnych Micropuntia tworząca tak głęboko pod ziemią bulwy, że nie można się dokopać, by je uwiecznić na zdjęciu.

 

- Mammillaria aff. grusonii GM1619.1 oraz dwie rośliny            - Echinocereus palmeri ssp. mazapil GM1619 z pąkami kwiatowymi    

   to ekstremalnie rzadko spotykane rośliny                                                                              1600 mnpm Est. Fuertes, Zac.

Teraz pojechaliśmy do wioski San Isidro, znajdującej się tuż za granicą w stanie Durango. Zaprosił nas do siebie jadący na motorze tubylec. Okazało się, że prowadzi on zakład wyrabiający różne ozdobne przedmioty z pozyskiwanego w okolicznych kamieniołomach marmuru.

Koledzy nawet zakupili jakieś drobiazgi, które jednak dla mnie miały tę wadę, że były ciężkie, a bagaże które miałem ze sobą były na granicy limitu dopuszczanego przez linie lotnicze.

Przy okazji uzyskaliśmy informacje o tutejszej roślinności, z czego nie omieszkaliśmy skorzystać. W pierwszym miejscu zobaczyliśmy:

- Mammillaria aff. grusonii GM1619.7

- Lophophora williamsii

- Ariocarpus kotschoubeyanus                                                                                            1580 mnpm San Isidro, Dur.

to popularna meksykańska "trojka"

Po drugiej stronie torów kolejowych laguna była rozleglejsza i tam znaleźliśmy:

- Ariocarpus kotschoubeyanus

- Mammillaria grusonii GM1619.9

 

- Lophophora alberto-vojtechii GM1619.8 z których dwie rośliny kwitły

- Echinocereus enneacanthus                                                                                            1590 mnpm San Isidro, Dur.

Zatrzymaliśmy się jeszcze przed Francisco i Madero, ale poza Cylindropuntia tunicata nic nie znaleźliśmy.

Tuż za Francisco i Madero widzieliśmy wyłącznie kwitnące Glandulicactus uncinatus GM1619.10.

Przejechaliśmy jeszcze za Siete Zacates, ale powróciliśmy i przed El Zorillo obraliśmy drogę wiodącą do Estacion Camacho. Po kilku kilometrach zatrzymaliśmy się widząc obiecujące wegetacyjnie tereny. Zobaczyliśmy tam:

- Ariocarpus lloydii GM1620

- Mammillaria grusonii GM1620.3

- M. pottsii GM1620.2

- Thelocactus lloydii GM1620.1

- Lophophora williamsii GM1620.5

- Coryphantha durangensis GM1620.4                                                                                            1780 mnpm El Zorillo, Dur.

Kilkaset metrów dalej znów się zatrzymaliśmy:

- Ariocarpus lloydii GM1620.6

- Lophophora williamsii GM1620.7

- Leuchtenbergia principis GM1620.8                                                                                                1770 mnpm El Zorillo, Dur.

Kilkanaście kilometrów dalej widzieliśmy tylko:

- Thelocactus lloydii

- Glandulicactus uncinatus                                                                                                  1810 mnpm Sierra Los Caballos, Dur.

Minęliśmy Est. Camacho i przy pierwszej lagunie skręciliśmy w drogę wiodącą na wschód. Za osadą La Palmilla podążyliśmy jakimiś słabo przejezdnymi drogami, by znaleźć miejsce na nocleg. Wkrótce też się zatrzymaliśmy. Nie było to miejsce idealne, ale jakoś namioty udało się postawić, wykopać zagłębienie na ognisko, by Jarda miał na czym pracować i po kolacji udaliśmy się spać.

27.02.2014 czwartek – La Palmilla, 52.781 km

Szybko zjedliśmy śniadanie korzystając z jeszcze gorących popiołów ogniska, spakowaliśmy manele, po czym ruszyliśmy w drogę. Rychło też zauważyliśmy w otoczeniu drogi liczne:

 

- Thelocactus bicolor GM1621, o których Zdenek Vaško mówił, że wiele z nich kwitnie białymi kwiatami
- Mammillaria heyderi GM1621.1

- Hamatocactus hamatacanthus                                                                                                   1620 mnpm La Tasajera, Zac.

W czasie krótkiego postoju za San Felipe de Teyra widzieliśmy:

- Ferocactus pilosus GM1621.2

- Neolloydia conoidea „ceratites” GM1621.3

- Sphaeralcea laxa GM1621.4 o czerwonych kwiatach podobnych do maków, oraz

- Yucca carneoroseana o wielkich, białych kwiatach na kwiatostanach. Kwiaty juk były dla nas interesujące, ponieważ Jarda przyrządzał z nich jedzenie, smażąc z innymi potrawami.                                             1930 mnpm San Felipe de Teyra, Zac.

Powoli droga zaczęła się wznosić a teren wyraźnie się pofałdował. Gdy osiągnęliśmy coś w rodzaju przełęczy, poszliśmy w teren, gdzie znaleźliśmy:

 

- Rapicactus beguinii GM1622 najwyraźniej z grupy biało kwitnących

 

- Mammillaria chionocephala GM1622.1

- Echinocereus pectinatus GM1622.2

- Echinocactus horizonthalonius GM1622.3

- Echinofossulocactus zacatecasensis GM1622.4

- Echinofossulocactus phyllacanthus GM1622.5

- Echinocactus ingens GM1622.6

- Coryphantha palmeri GM1622.7

 

- Ariocarpus lloydii GM1622.8 - nie spodziewałem się, że one tak wysoko występują               2040 mnpm Est. Gallegos, Zac.

Kilometr dalej, przy następnym wzniesieniu zatrzymaliśmy się znowu. Tutaj też odnotowaliśmy Ariocarpus lloydii GM1622.9. Droga poprowadziła nas do Tecolotes, więc nie omieszkaliśmy zatrzymać się, by zobaczyć turbiniaki. Jednak nie wspinaliśmy się na typowe stanowisko, ale weszliśmy tuż przy wiosce, na niewielki pagórek. Po drodze na szczyt widzieliśmy wiele kwitnących:

- Echinofossulocactus lloydii GM1623.1 oraz

- Lophophora williamsii GM1623.4

- Mammillaria chionocephala GM1623.2

- Neolloydia conoidea „ceratites” a grzbiet wzgórza okupowały dość licznie białe

 

- Turbinicarpus valdezianus GM1623, które już kwitnienie miały za sobą. Tylko nieliczne kwiaty były zapylone i tworzyły jeszcze niedojrzałe zawiązki owoców.                                                                          1780 mnpm Tecolotes, Zac.

Gdy docieraliśmy do Cedros, oczom naszym ukazała się olbrzymia, barwna góra, która niczym zapora wybudowana została na drodze wiodącej do Conception del Oro.

Ta powstała niedawno kopalnia złota rozrosła się do niewyobrażalnych rozmiarów. Chcieliśmy dotrzeć do San Antonio de Portezuelo, więc aby ominąć pilnie strzeżone tereny kopalni, musieliśmy pokonać nowy objazd. Trzeba przyznać, że tereny kopalni rozciągają się na ponad 10 kilometrach, a na zwałowisku ruch panował przeogromny. Do San Antonio jechałem z chęcią, chociaż już tam kiedyś byłem, ponieważ postanowiłem sobie znaleźć występujące podobno hybrydy Ariocarpus retusus z A. kotschoubeyanus. Kiedyś prowadząca tu żwirowa droga gruntowa zmieniła się na porządną asfaltową, przy czym mocno ogrodzoną od terenów przyległych. Musieliśmy wypatrzeć, jak się tam dostać. Gdy koledzy rychło pobiegli na stanowisko Ariocarpus kotschoubeyanus, ja penetrowałem jedno łagodne zbocze. Udało mi się znaleźć 3 rośliny, o których mogę powiedzieć, że są to hybrydy. Koledzy, którzy później chcieli też coś takiego znaleźć nie mieli szczęścia. W pobliżu można było zobaczyć:

 

- Lophophora williamsii GM1623.4                                             - Ariocarpus kotschoubeyanus GM1045

- A. retusus

 

- A. retusus x kotschoubeyanus GM1623.3

- Thelocactus lloydii GM1623.5                                                                           1860 mnpm San Antonio de Portezuelo, Zac.

Teraz wróciliśmy do Cedros i objazdem kopalni minęliśmy Mazapil, po czym opuściliśmy szybką drogę asfaltową, wspinając się na przełęcz w kierunku Conception del Oro. Na przełęczy zatrzymaliśmy się, by na skałach fotografować wykorzystując ostatnie promienie słoneczne:

 

- Echinocereus parkeri ssp. mazapilensis GM1624.1                  - Mammillaria formosa GM1624.2

- Escobaria chaffeyi GM1624                                                                                                      2820 mnpm Aranzazu, Zac.

Pomału, mijając dawno temu wymarłe górnicze miasteczko Aranzazu, serpentynami zniszczonej już mocno drogi zjechaliśmy do Conception del Oro, gdzie udaliśmy się do podobno najlepszej w miasteczku i polecanej restauracji. O efektach nie będę wspominał, ale wolę, gdy Jarda przygotuje cokolwiek do zjedzenia. Myślę, że odczucie wszystkich pozostałych uczestników było podobne. Opuściliśmy miasteczko, przy czym Jarda, a potem i ja kupiliśmy adidasy do czekającego nas trekkingu. Na wylocie z miasteczka, a właściwie przy drodze łączącej Zacatecas z Saltillo skorzystaliśmy z motelu.


28.02.2014 piątek – 52.953 km (motel Conception del Oro)

Rano udaliśmy się znowu na zachód do Cedros, ale tym razem nową, asfaltową drogą przez Pabellon Hidalgo. W Cedros skręciliśmy na północ i dalej znowu na zachód. Po kilku kilometrach zaczęły się laguny. W jednej z nich odkryty został niedawno opisany Echinocereus parkeri ssp. mazapilensis. Zatrzymaliśmy się przy większej odkrytej połaci. Jednak te laguny są dosyć zdewastowane i wyraźnie widać w nich proces erozji gleby, prowadzącej do zaniku biogennego kożucha, co oczywiście prowadzi do zubożenia i wręcz wygubienia kaktusów. Zobaczyliśmy tylko pojedyncze egzemplarze:

 

- Mammillaria heyderi GM1624.4                                                - Lophophora alberto-vojtechii GM1624.3

- Echinocactus horizonthalonius GM1624.5

- Ariocarpus kotschoubeyanus

- Echinocereus stramineus

- Coryphantha poselgeriana                                                                                                             1645 mnpm Cedros, Zac.

Zatrzymaliśmy się jeszcze tuż przed Matamoros, ale też niewiele roślin znaleźliśmy:

- Mammillaria grusonii GM1624.6

- Echinocereus enneacanthus

 

- Ariocarpus kotschoubeyanus GM1624.8 tych nawet sporo ale wiele roślin wystawało kilka centymetrów ponad ziemię - erozja, oraz

 

- Lophophora alberto-vojtechii GM1624.7 o ciekawej fakturze skórki                                        1550 mnpm Matamoros, Zac.

Z Matamoros wybraliśmy kiepską drogę wiodącą na północ, jednak prowadzi ona do ranczo Los Tajos, z którego wyjazd jest zamknięty bramami. Musieliśmy wrócić i próbować szczęścia przez El Trebol. Przed wioską widzieliśmy:

 

- Mammillaria chionocephala GM1624.9                                      - Lophophora williamsii GM1624.10

- Echinocereus pectinatus

- Neolloydia conoidea „ceratites”                                                                                                   

                                                                                                                                               1802 mnpm El Trebol, Zac.

Za wioską La Cruz znowu zobaczyliśmy laguny. Znowu poszukiwania. Tym razem stanowisko miało się dość dobrze, o czym może świadczyć liczna populacja:

 

- Ariocarpus kotschoubeyanus GM1625 a na obrzeżu laguny równie liczne

- Ariocarpus lloydii GM1626

- Lophophora williamsii GM1626.1                                                                                                1620 mnpm La Cruz, Zac.

Ciemność nakazała nam poustawiać namioty, rozpalić ognisko i posilić się.

01.03.2014 sobota – 53.123 km 

Wyjeżdżając z laguny zmieniło się podłoże na kamieniste i teren nieco zaczął się fałdować. Na wzniesieniach odkryliśmy:

- Ariocarpus lloydii GM1626.2

- Thelocactus bicolor GM1626.3 o jasno żółtych cierniach

- Lophophora williamsii

- Echinocactus horizonthalonius                                                                                                        1614 mnpm La Cruz, Zac.

Zauważyliśmy wystające z laguny białe wzgórza, zbudowane z czystego gipsu, ale nie pojechaliśmy do nich, lecz przekroczyliśmy niewidzialną granicę stanu Coahuila podążając do Nuevo Sabanilla. Przed osadą widząc niewysokie wzgórze o podłożu identycznym jak na stanowisku Rapicactus mandragora, musieliśmy je zbadać. Od początku zdawaliśmy sobie sprawę, że jest ono zbyt małe, by mogła się tam rozwinąć inna wegetacja, ale ciekawość zwyciężyła. Znaleźliśmy dość sporo roślin:

- Mammillaria pottsii GM1628.2

- Hamatocactus hamatacanthus

- Echinocereus enneacanthus GM1628.3

- Lophophora williamsii GM1628.1

- Echinocactus ingens

 

- E. horizonthalonius GM1628                                           - E. horizonthalonius x ingens GM1628.4 dość piękny hybryd
                                                                                             opisany niegdyś jako "diabolicus"

- Ariocarpus lloydii GM1627 o bardzo brodawkowatej strukturze skórki                            1590 mnpm Nuevo Sabanilla, Coah.

Postanowiliśmy jeszcze udać się w okolice Tanque Menchaca. A nuż będą kwitły R. mandragora. To by nas na pewno pocieszyło. Wprawdzie trzeba przebyć jakieś 70 km kiepskiej drogi, ale warto. Zatrzymaliśmy się niedaleko wejścia do kanionu, w miejscu gdzie znajduje się ujęcie wody. W upale poczłapaliśmy na stanowisko. Na ścianach kanionu kwitły

- Echinocereus stramineus ssp. occidentalis GM1493.5

oraz różowo zabarwione Mammillaria candida GM1628.5.

Jeszcze kilka kilometrów dnem suchej rzeki i dostaliśmy się na ceglastej barwy skały łupkowe. Znaleźliśmy:

- Mammillaria grusonii GM1628.6

- Echinocereus enneacanthus

- Epithelantha greggii GM1628.8

- Glandulicactus uncinatus GM1628.9

- Escobaria strobiliformis

- Hamatocactus hamatacanthus

- Echinocactus horizonthalonius

- Thelocactus bicolor

- Lophophora williamsii

- Coryphantha delaetiana „gladiispina”

- Ariocarpus lloydii GM1628.7 oraz to na co czekaliśmy, czyli kwitnące (wprawdzie nieliczne)

-

  

 

 

- Rapicactus mandragora GM1493                                                                                

                                                                                                                                      1460 mnpm Tanque Menchaca, Coah.

Słońce nisko stało nad horyzontem, wobec czego postanowiliśmy przeprawić się przez góry do Parras. Udało nam się bez utraty opony przebyć te zdradliwe serpentyny, co jest niewątpliwą zasługą naszego kierowcy, czyli Jardy. Minęliśmy po ciemku Parras, Viesca, Bajio de Ahuichla i znajdując jakąś drożynę wiodącą dalej od drogi, zatrzymaliśmy się na zasłużony odpoczynek.


02.03.2014 niedziela – 53.214 km 

Od rana zaskoczenie. W miejscu naszego noclegu rosną olbrzymie, osiągające 6 cm średnicy:

- Ariocarpus kotschoubeyanus GM1629 podobne nieco do var. elephantidens, oraz

 

                                                                                                  - Mammillaria aff. grusonii GM1630

- Coryphantha macromeris GM1630.1

- Mammillaria heyderi                                                                                        1360 mnpm San Juan de los Charcos, Coah.

Jakieś 2 km dalej teren niespodziewanie się obniżył i tam zobaczyliśmy:

- Ariocarpus kotschoubeyanus GM1630.3 oraz

- Coryphantha poselgeriana GM1630.2

- Echinocereus stramineus ssp. occidentalis GM1630.4

- Echinocereus enneacanthus GM1630.5                                                             1346 mnpm San Juan de los Charcos, Coah.

Za wioską próbowaliśmy pojechać jakimiś polnymi drogami przez matorral do Cinco de Mayo, ale w którymś momencie zgubiliśmy drogę, której i tak nie bardzo było widać, a która bez przerwy się rozgałęziała i krzyżowała. Zawróciliśmy więc i normalną, aczkolwiek nie asfaltową drogą tam dojechaliśmy. Przed wioską wjechaliśmy w teren, mocno wyjeżdżoną trasą, jaką pokonują auta bądź ciągniki z wioski do poletek uprawnych. Jechaliśmy na północ dobre 10 km, aż teren mocno się sfałdował, a my wjechaliśmy między wzgórza. Tam też się zatrzymaliśmy widząc:

- Echinocereus enneacanthus

- Ec. stramineus ssp. occidentalis

- Hamatocactus hamatacanthus

- Mammillaria pottsii                                                                                                          1520 mnpm Cinco de Mayo, Coah.

W góry nie chcieliśmy wstępować lecz zwiedzić tereny gipsowe, wobec czego wróciliśmy. Przy Cinco de Mayo wypatrzyliśmy inną drogę, wiodącą na północny wschód. Po pewnym czasie podłoże zmieniło się na gipsowe, a przed nami pojawiły się białe wzgórza. Dojechaliśmy do ostatniego. Tutaj najliczniej występującą rośliną okazała się biało kwitnąca:

- Fouquieria shrevei GM1631 - endemit, oraz nieliczne

- Mammillaria heyderi GM1632.1

- Castilleja lanata GM1632.2

- Escobaria spec GM1632 podobna nieco do Esc. strobiliformis, ale odmiennie ocierniona, prawdopodobnie nowa odmiana lub podgatunek, albo też legendarna Esc. lloydii                                                                           1600 mnpm Cinco de Mayo, Coah.

Wracając weszliśmy jeszcze na gipsowe wzgórze, na którym rosły dosyć liczne i ciekawe:

- Dasylirion sp. GM1633.1, czyli popularny sotol i

 

- Fouquieria shrevei z których większość pokryta była żywicą podobną do kalafonii. Te rośliny opanowane były przez pewien rodzaj grzyba. Najciekawsze jednak było znalezienie ciekawej populacji

- Ariocarpus lloydii GM1633, którego nigdy nie spodziewałem się zobaczyć na podłożu czysto gipsowym

- Echinocereus enneacanthus GM1633.2.                                                                                1600 mnpm Cinco de Mayo, Coah.

Wracając do wioski fotografowałem jeszcze Echinocereus enneacanthus. W wiosce Jarda przeprowadził wywiad z mieszkańcami na temat okolicznej roślinności. Między innymi dowiedzieliśmy się, że kilkanaście (15-20) kilometrów na południe od Cinco de Mayo, wśród wzgórz na terenie Rancho Cruz de Malto (zapewne Sierra Vieja de Ramirez lub Sierra las Iglesias) rośnie Astrophytum coahuilense, co oznacza, że te rośliny przekroczyły góry otaczające Laguna Viesca. Udaliśmy się jeszcze w teren w pobliżu wioski we wskazane miejsce, a tam zobaczyliśmy:

 

- Lophophora williamsii GM1633.3 i                                           czasem trzeba się pokrzepić

- Leuchtenbergia principis GM1633.4                                                                                     1450 mnpm Cinco de Mayo, Coah.

Wracając zatrzymały nas skały kilka kilometrów za Bajia de Ahuichla, na których dostrzegliśmy dość liczną populację:

- Mammillaria viescensis GM1633.5 i

- M. lenta GM1633.6

Dalsza droga była bardzo długa, wobec czego w Matamoros urządziliśmy obiad w znajdującej się przy głównej drodze restauracji. Następnie minęliśmy Torreón i Gomez Palacio.

W Ceballos już o zmroku skręciliśmy na wschód, przemknęliśmy pod autostradą i polną drogą dotarliśmy do miejsca nadającego się na noclegownię. Ustawiliśmy namioty a Jarda jak zwykle wykazał się sztuką kulinarną.


03.03.2014 poniedziałek – 53.566 km 

Jak zwykle rano rozeszliśmy się dookoła, by ustalić typ towarzyszącej nam roślinności. Były to:

- Coryphantha macromeris GM1633.8 i

- Echinomastus durangensis GM1633.7                                                                                 1210 mnpm El Socorro, Dur.

Przez Ceballos dotarliśmy do Escalon, skąd znowu drogą wiodącą na wschód wybraliśmy się na poszukiwanie Escobaria hendricksonii, którą od dawna chciałem zobaczyć. Zatrzymaliśmy się w zaplanowanym przeze mnie miejscu i wyszliśmy w teren. Łagodnie wznoszący się teren stawał się coraz bardziej kamienisty. Fotografowaliśmy:

- Mammillaria grusonii GM1634.1

- Thelocactus bicolor GM1634.2

- Coryphantha delaetiana -

 C. macromeris

- Echinocereus enneacanthus

- Echinomastus unguispinus GM1634.3 ale najbardziej zainteresowały nas kępy niewielkiej

- Escobaria hendricksonii GM1634                                                                                             1260 mnpm Mercurio, Dur.

Powróciliśmy do Mex 49 wiodącej na północ, ale zatrzymaliśmy się w mieście Jimenez już w stanie Chihuahua aby naprawić odrywającą się osłonę silnika pod spodem auta.

Indianie plemienia Tarahumara

Ponadto trzeba było wymienić dolary na topniejące pieniądze peso a także coś zjeść. Posileni ruszyliśmy w kierunku Camargo, ale w połowie drogi zboczyliśmy ku widniejącym górom Sierra las Pampas. Oczywiście nie było czasu na ich lepsze zwiedzanie. Zadowoliliśmy się wyłącznie pierwszymi napotkanymi wzgórzami, na których nasze oczy zachwyciły:

 

- Coryphantha echinus GM1636 znana jako pseudokracikii naprawdę przepiękne rośliny, mające jednak mniej cierni środkowych od C. kracikii. Długi czas poświęciliśmy im na fotografowanie. Ponadto rosły tam

- Echinomastus unguispinus GM1636.1

- Echinocactus horizonthalonius GM1635

- nieliczne Mammillaria egregia GM1636.2

- Corynopuntia schottii GM1636.3

- Echinocereus pectinatus GM1636.4

- Coryphantha macromeris GM1636.5

- Cylindropuntia leptocaulis GM1636.6                                                                            1470 mnpm Sierra las Pampas, Chih.

Zatrzymaliśmy się jeszcze na krótko przy Las Escobas, gdzie widzieliśmy jedynie:

- Echinocactus horizonthalonius GM1637   1400 mnpm Las Escobas, Chih.

Do wieczora dojechaliśmy do El Virulento de Adentro w górach Sierra de Virulento, i jakiś napotkany kanion obraliśmy jako nasze obozowisko.

04.03.2014 wtorek –53.845 km 

Na czerwonych skałach kanionu w blasku porannego, nisko zawieszonego słońca, błyszczały:

- Echinocereus enneacanthus ssp. brevispinus GM1638.1

- Ec. coccineus ssp. aggregatus GM1638.2

- Ec. stramineus GM1638.3

- Escobaria variicolor GM1638                                                                                 1450 mnpm El Virulento de Adentro, Chih.

Droga wiodła dalej wzdłuż malowniczych, jak gdyby wyjętych z filmu z Dzikiego Zachodu skalistych, powycinanych, czerwonych gór. Wysiedliśmy z auta w miejscu lekko wywyższonym, może tylko kilka metrów ponad niemal płaski teren. Niespodziewanie znaleźliśmy:

- Thelocactus bicolor ssp. flavidispinus GM1639

- Verbenaceae GM1639.1

- Escobaria variicolor

- Echinocereus dasyacanthus

- Ec. coccineus ssp. aggregatus                                                                                           1540 mnpm La Flor del Valle, Chih.

Przejechaliśmy jeszcze kilka kilometrów, ale nic ciekawego nie znaleźliśmy, wobec czego zawróciliśmy, zatrzymując się kilkanaście kilometrów przed główną drogą Chih 341, jednak poza Escobaria variicolor GM1639.2 i


Senecio GM1639.3, w tym zdewastowanym terenie nie znaleźliśmy nic godnego uwagi.

Wracając opuściliśmy główną drogę w Entronque de San Fernando, kierując się na Hercules. Łukiem okrążyliśmy wielką kopalnię w Hercules i postój urządziliśmy dopiero kilkanaście kilometrów dalej, gdy pojawiły się wzgórza. Tutaj znaleźliśmy:

- Mammillaria pottsii GM1640.1

- M. lasiacantha GM1640.3

- M. heyderi

- Escobaria strobiliformis GM1640.2

- Esc. variicolor

- Glandulicactus uncinatus GM1640.4

- Echinocereus dasyacanthus

- Ec. enneacanthus ssp. brevispinus

- Echinocactus horizonthalonius

- Lophophora williamsii

- Coryphantha delaetiana GM1640.5          

- C. echinus

- Ariocarpus fissuratus GM1640                                                                                                1380 mnpm Hercules, Coah.

Następne kilkanaście kilometrów i następny postój. Tym razem roślinność mocno się nie zmieniła:

- Mammillaria heyderi GM1640.6

- Opuntia violacea GM1640.7

- Echinocereus dasyacanthus

- Ec. stramineus

- Escobaria strobiliformis

- Coryphantha delaetiana

- Glandulicactus uncinatus

- Ariocarpus fissuratus GM1640.8                                                                                         1280 mnpm El Alicante, Coah.

Teraz już nie zatrzymywaliśmy się nigdzie, ale pomknęliśmy w kierunku z daleka widocznej białej linii Laguna del Guaje.

W pewnym momencie zjechaliśmy z brukowanej drogi wiodącej wzdłuż laguny, do samej laguny, po której przecież jedzie się znacznie szybciej i spokojniej.

Jedynym wrogiem dla opon mogą być ciernie Homalocephala texensis GM1642.1. Wkrótce też ją zobaczyliśmy. Postanowiliśmy ją sfotografować. Jakież było nasze zdziwienie, gdy w jej bezpośredniej bliskości zobaczyliśmy:

 

- Escobaria abdita GM1641 a jeszcze większe nasze było zdumienie, gdy zauważyliśmy towarzyszącą jej

- Mammillaria lasiacantha GM1642. Te rośliny przecież nie znoszą nadmiaru wody (przynajmniej w kolekcjach) a tutaj muszą niekiedy przetrwać długie okresy pod wodą.                                                                    1060 mnpm Laguna del Guaje, Coah.

Dobrą godzinę spędziliśmy na fotografowaniu, po czym ruszyliśmy w dalszą drogę na północ, kierując się głównie potrzebą znalezienia miejsca noclegowego. Gdy od Juan de la Cruz Borego udaliśmy się w głąb laguny, stwierdziliśmy że nie jest to dobre miejsce ani na nocleg, ani na poszukiwanie kaktusów. Zbyt dużo wysokiej, suchej trawy tutaj rosło i trudno było zjechać z drogi w teren. Powróciliśmy więc i kontynuowaliśmy drogę na północ wzdłuż laguny.

W pewnym miejscu znowu dało się opuścić drogę, z czego oczywiście skorzystaliśmy podążając w głąb laguny, gdzie już niemal po ciemku urządziliśmy obozowisko.

05.03.2014 – środa – 54.285 km 

Laguna w miejscu noclegu okazała się mocno spękanym suchym błotem, w którym pomimo grubej i sztywnej warstwy bionicznego kożucha nie rosły żadne kaktusy. Ruszyliśmy więc dalej, zatrzymując się w miejscach, w których było większe prawdopodobieństwo spotkania interesujących nas roślin. Dopiero blisko północnego krańca laguny ten bioniczny kożuch stał się podobny do znanych nam z miejsc pożądanych. Znaleźliśmy dość szybko:

- Escobaria abdita GM1643 z których wiele posiadało cierń środkowy, na końcu jak gdyby załamany

- Coryphantha poselgeriana GM1643.1                                                                            1055 mnpm Laguna del Guaje, Coah.

Następny postój wykonaliśmy dopiero po jakichś 50 km, za osadą El Piño. Na wzgórzach znaleźliśmy liczną populację:

 

- Echinomastus mariposensis GM1644 oraz mniej licznych przedstawicieli

- Coryphantha delaetiana GM1644.3

- C. echinus GM1644.2

- Mammillaria pottsii GM1644.5

- M. lasiacantha GM1644.4

- Echinocactus horizonthalonius

- Echinocereus dasyacanthus GM1644.6

- Ec. stramineus GM1644.7

- Escobaria strobiliformis

- Corynopuntia schottii GM1644.1 jak i zupełnie nieliczne

- Ariocarpus fissuratus   

oraz jakieś kwitnące rośliny zielne                                                                                                    970 mnpm El Piño, Coah.

Przed San Miguel w znanym mi już miejscu zrobiliśmy przegląd stanowiska. Też zrobiliśmy trochę zdjęć kwitnących:

 

- Mammillaria lasiacantha GM1645.2

- Echinomastus mariposensis GM1645.1 oraz niekwitnącym

- Echinocactus horizonthalonius GM1645

- Corynopuntia schottii GM1645.3

- Mammillaria pottsii

- Coryphantha echinus GM1645.4                                                                                                 850 mnpm San Miguel, Coah.

W osadzie zatrzymaliśmy się, bo chłopakom skończyły się papierosy i piwo.

 

Znaleźliśmy sklepik, a właściwie prywatne mieszkanie, w którym prowadzona była sprzedaż.

Trzeba było widzieć, jacy szczęśliwi byli nasi koledzy, gdy dostały się w ich ręce paczki papierosów. Niestety piwo było tylko typu light, czego żaden piwosz do ust nie weźmie.

Jarda przypomniał sobie, że całe wieki nie był już na stanowisku swojej Escobaria grata, co oznaczało dość długą podróż na wschód. Dotarliśmy tam bez problemu, ale okazało się, że wzgórza, na których dawniej prowadzony był wypas bydła, teraz nie są przez te zwierzęta koszone, zarosły więc niesamowicie i trudno było się na nie dostać. Pamiętam, że w latach 2003 i 2005 eskobarii widziałem bardzo dużo. Teraz tylko w miejscach bardziej skalistych, gdzie jeszcze słońce mocno dociera, znalazłem kilka roślin:

- Escobaria grata GM660 oraz

- Echinocereus enneacanthus ssp. brevispinus GM661.2

- Coryphantha ramillosa ssp. santarosa GM659

- Echinocereus reichenbachii ssp. caespitosus GM1646                                                                                   720 mnpm Lomas los Angeles, Coah.

Wróciliśmy i wzdłuż gór Sierra Carmen podążyliśmy na północ. Po przeszło 30 kilometrach zrobiliśmy krótki odpoczynek połączony ze zwiedzaniem terenu. Znaleźliśmy:

- Echinocereus pectinatus ssp. wenigeri GM1646.1 oraz

- Epithelantha micromeris GM1646.2                                                                                  1265 mnpm Los Temporales, Coah.

Przy drodze zauważyliśmy ustawione przez jakiegoś tubylca: lalkę, butelkę po tequila, puszkę po piwie i paczkę po papierosach. Ciekawe, czemu ma to służyć. Prawdopodobnie było to wskazanie, co człowiekowi potrzebne do życia.

Ponieważ zrobiło się ciemno, podążyliśmy w miejsce, w którym już w 2012 roku nocowałem. Tym razem też było to miejsce spokojne, w którym zrobiliśmy ognisko a Jarda standardowo zrobił przyjemność naszym żołądkom.


06.03.2014 - czwartek – 54.664 km

Noc była przeraźliwie zimna.

Rano woda w butelce była zamarznięta, szyby w aucie jak i okoliczne rośliny skrzyły się we wstającym słońcu kryształkami lodu.

Chociaż znałem już, podobnie jak i Jarda stanowisko Mammillaria luethyi, to jednak krótką chwilę zabrało nam jego znalezienie. Pocieszające jest to, że te największe rośliny, które widziałem w roku 2012 nadal są obecne. Wydaje mi się że nie ubyło liczebnie roślin.

Na stanowisku, jak i w jego pobliżu udało nam się odnotować:

- Epithelantha micromeris GM1505.1

- Neolloydia conoidea

- Escobaria strobiliformis GM1646.7

- Echinocereus dasyacanthus GM1646.6

- Coryphantha echinus GM1646.5

 

- Mammillaria luethyi GM1505 a co nas zaskoczyło i nigdy nie było przez nikogo wspominane

 

- Ancistrocactus brevihamatus „pallidus” GM1646.4                  - Ariocarpus fissuratus GM1646.3             1265 mnpm , Coah.

Na drugie stanowisko Mammillaria luethyi postanowiłem dostać się od strony północnej, czego poprzednim razem, w roku 2012, mi się nie udało. Wytyczyłem nową trasę, według której pojechaliśmy. Droga, którą podążaliśmy, była najwidoczniej od bardzo dawna nieużywana i Jarda co i rusz protestował. Po pewnym czasie zatrzymaliśmy się sprawdzając, jak też wegetacja się zmieniła:

- Ancistrocactus brevihamatus „pallidus” GM1646.8

- Homalocephala texensis GM1646.9

- Mammillaria heyderi GM1646.10

- Echinocactus horizonthalonius                                                                                                                    1110 mnpm , Coah

Ledwo widoczna droga rozgałęziła się. Wybraliśmy lewą, która była w trochę lepszym stanie. Doprowadziła nas w głąb kanionu, ale też zaczęliśmy oddalać się od trasy wyznaczonej. Wróciliśmy i podążyliśmy odnogą prawą. W pewnym miejscu droga zaczęła się wspinać po litej skale, ale nie było to dla naszego auta przejezdne. Do stanowiska pozostało w linii prostej 7 km, co oznaczało faktyczną trasę do przebycia przynajmniej 10 km tam i tyleż z powrotem. Chętnych na pokonanie takiego dystansu było tylko dwóch, tzn. ja i Jarda. Zaopatrzyliśmy się w wodę i ruszyliśmy drogą pod górę. Szło nam się dosyć dobrze. Mniej więcej w połowie trasy, w najwyższym jej miejscu, w poprzek drogi przebiegał płot ogrodzenia rancza. Do tego miejsca można ewentualnie dojechać mając auto z napędem na cztery koła. Zaraz za ogrodzeniem dostrzegliśmy ciekawe

- Echinocactus horizonthalonius GM1646.13, o bardzo zaokrąglonych żebrach, kwitnący

- Ancistrocactus brevihamatus „pallidus” GM1646.12 oraz

- Echinocereus longisetus var. dichtii GM1646.11.

Gdy zeszliśmy w dół, zauważyliśmy pięknie fioletowo kwitnący jakiś dość dużych rozmiarów krzak. Gdy idąc dalej drogą zobaczyliśmy budynki ranczo, zeszliśmy w porastające dno doliny krzaki, by nas nie dostrzeżono.

Po drugiej stronie doliny były pokryte wapiennym rumoszem wzgórza, które wegetacyjnie jak i wyglądem pasowały do poszukiwanego stanowiska. Faktycznie już po kilku krokach dostrzegliśmy, że tam, gdzie wapienny rumosz podlegał wtórnej kalcynacji, wystawały niewielkie białe główki:

 

- Mammillaria luethyi GM1647 z którą zobaczyć można było nieliczne

- Epithelantha micromeris GM1647.3

- Neolloydia conoidea

- Coryphantha echinus GM1647.1

- Jakaś zielona ciekawa roślina GM1647.2                                                                                      1275 mnpm, Coah.

Stanowisko to rozciąga się na przestrzeni przynajmniej 2,5 km, które przeszliśmy, a prawdopodobnie jeszcze pół kilometra dalej - przynajmniej tak wygląda. Trzeba było jednak rychło wracać, bo koledzy będą się niecierpliwić. Trzeba przyznać, że tych roślin są tu dziesiątki tysięcy, jeśli nie miliony. Dostęp jednak do nich jest utrudniony, bowiem właściciel rancza nie zgadza się na jakikolwiek wstęp osób postronnych na jego tereny. Po powrocie do auta okazało się, że ilość wody mieliśmy wymierzoną akurat a koledzy faktycznie już się o nas niepokoili.

Droga powrotna była długa, bowiem na nocleg pojechaliśmy aż do Melchor Muzquiz, zatrzymując się w hotelu.

Na ścianach hotelu widniały zabytkowe tabliczki z okolicznych posesji.


07.03.2014 – piątek - hotel w Melchor Muzquiz, 55.174 km 

Od rana czekał nas długi przejazd do osady Mina, w której obraliśmy kurs na zachód.

Zatrzymaliśmy się w znanym mi już miejscu, gdzie występują Ariocarpus kotschoubeyanus.

Lagunę, w której zawsze widzieliśmy kaktusy, teraz zastaliśmy zupełnie zniszczoną, przeoraną w wielu miejscach kilkumetrowej głębokości kanionami, z powbijanymi palikami dzielącymi teren na działki i niemal pozbawioną kaktusów, nie licząc pojedynczych Ancistrocactus scheeri i Coryphantha salinensis. Opuściliśmy więc teren laguny i wspięliśmy się na okoliczne wzgórza. Tutaj kaktusy nie są narażone na zniszczenie, wobec czego występują licznie:

- Coryphantha salinensis GM1649.2

- C. nickelsiae GM1649.3

- Ancistrocactus scheeri GM1649.1

 

- Astrophytum capricorne „minor” GM1648                               - Echinocereus enneacanthus GM1649.4

- Ec. pectinatus GM1649.5

- Ec. stramineus

- Hamatocactus hamatacanthus

- Thelocactus bicolor GM1649.6 z których większość kwitła

 

- Mammillaria melanocentra GM1649.7

- Echinocactus horizonthalonius GM1649 w tym jedna roślina nawet kwitnąca                                          585 mnpm Mina, NL

Znowu zafundowaliśmy sobie dłuższy przejazd, omijając Monterrey, skierowaliśmy się na północny wschód i po jakimś czasie podążając gruntowymi drogami, omijając puste budynki opuszczone z powodu grasujących po okolicy band narkotykowych, dojechaliśmy do miejsca chwilowego przeznaczenia, czyli na stanowisko, na którym przy zapadających już ciemnościach widzieliśmy:

- Mammillaria sphaerica GM1649.8

- M. heyderi GM1649.12

 - Wilcoxia poselgeriana GM1649.9

 - Echinocereus pentalophus ssp. procumbens GM1649.10

- Ec. enneacanthus ssp. brevispinus GM1649.11

- Ancistrocactus scheeri „megarhizus” GM1649.13 oraz

- Digitostigma caput-medusae GM1649.14 kilkanaście roślin

- Argemone mexicana GM1649.15                                                                                                              Los Herreras, NL

Nie mogliśmy sobie pozwolić na nocleg w tym niebezpiecznym, pomimo że dość bezludnym terenie. Pod osłoną ciemności minęliśmy Cadereyta Jimenez, Linares, General Lucio Blanco i poszukaliśmy sobie miejsca na nocleg w pobliżu stanowiska Turbinicarpus saueri ssp. gonzalezii. Nie było to proste zadanie, bowiem wzdłuż drogi ciągnie się po obu stronach ogrodzenie. Przejechaliśmy tak kilkanaście kilometrów, ale nie widząc dobrego miejsca zawróciliśmy i ulokowaliśmy się tuż przy drodze, w miejscu, gdzie jest wjazd do pięciu rancz, czyli znacznie szerzej niż wzdłuż ogrodzeń. Całą noc oddychaliśmy powietrzem przesiąkniętym słodkim zapachem kwitnących akacji.

08.03.2014 - sobota – 55.660 km

Po śniadaniu wstąpiliśmy na pobliskie stanowisko T. gonzalezii. Przez te kilka lat (ostatnio byłem w roku 2012) zmieniło się niesamowicie. Znowu dał o sobie znać brak wypasu bydła. Teren zarósł wysokimi i gęstymi krzakami. Przez dłuższy czas chodziliśmy nie znajdując kaktusów. W końcu dopatrzyliśmy się na bardziej skalistych, a więc z konieczności mniej zarośniętych miejscach niewielkiej ilości:

- Ancistrocactus scheeri „megarhizus” GM1510.1

- Echinocereus fitchii ssp. bergmannii GM1510.2

- Ariocarpus trigonus GM1649.16

- Turbinicarpus saueri ssp. gonzalezii GM1509

- Homalocephala texensis GM1649.17

 

- Astrophytum asterias GM1510                                                                                                     350 mnpm Las Palmas, Tam.

W Linares jak zwykle zaopatrzyliśmy się w potrzebne składniki naszej diety, czyli puszki z jalapeños, fasolą, piwem, chleb pan blanco oraz tequilę.

Na stacji benzynowej Pemex zatankowaliśmy do pełna oleju napędowego, zjedliśmy obiad, po czym wyruszyliśmy za policyjnymi autami przez Iturbide i Santa Clara de Gonzalez na południe. Przed Pablillo wjechaliśmy w teren jakąś drogą, przy której kwitło morze:

- Thelocactus buekii GM1649.18                                                                                                        2090 mnpm Pablillo, NL

Droga poprowadziła nas przez las w kierunku Santa Clara. W miejscu o zielonej trawie, niedaleko wzgórz gipsowych zrobiliśmy postój, by przygotować miejsce na nocleg. Ja skorzystałem z przygotowań i poszedłem na eskapadę tych gipsowych wzgórz. Jeszcze w lesie na gipsowym podłożu zobaczyłem kwitnące

- Rapicactus beguinii GM1649.19, których jednak już w wyższych partiach zboczy nie znalazłem. Okazało się, że tylko jedna strona wzgórza jest miejscami pokryta skałami gipsowymi. Cała reszta to wapień, na którym fotografowałem przedstawicieli:

- Echinocereus parkeri GM1649.22

- Castilleja GM1649.20

- Thelocactus buekii GM1649.21

- Echinofossulocactus lloydii GM1649.23                                                                                             2190 mnpm Pablillo, NL

Stąd znowu ruszyliśmy na południe, bo szkoda było jeszcze dnia. Za Ascension obraliśmy kierunek na Sandia, po czym wjechaliśmy w jakąś drogę gruntową. Po jakimś czasie dotarliśmy do dość dużego ale płaskiego wywyższenia, utworzonego z płyty gipsowej, na której niezbyt licznie znajdowaliśmy przedstawicieli:

- Thelocactus buekii

- Ariocarpus retusus

- Leuchtenbergia principis GM1650.2

- Echinofossulocactus erectocentrus GM1650.1                                                                         1760 mnpm Montelongo, NL

Zostawiłem kolegów zainteresowanych głównie ariokarpusami, a sam powędrowałem lekko wznoszącym się terenem ku białemu pagórkowi wyraźnie widniejącemu w dali. Pokonałem gęsto zarośnięty kanion, po czym wzdłuż ogrodzenia rancho dotarłem do celu. Na czystym, ale zwietrzałym podłożu gipsowym znalazłem kwitnące, niezbyt duże rośliny:

 

- Rapicactus beguinii, które nieco zbliżone są wyglądem do R. hintoniorum, ale w przeciwieństwie do niego mają tylko jeden cierń środkowy i kwiaty zamiast żółtozielonych są białe z różową linią środkową.

Ponieważ ten teren badany był w swoim czasie przez botanika i geologa Margarita Gonzalez, nadaję nazwę prowizoryczną

R. beguinii ssp. margaritae nom.prov. GM1650.                                                                           1830 mnpm Montelongo, NL

Wróciłem i pochwaliłem się kolegom nowym znaleziskiem, ale ponieważ już było późno a nie było to blisko, więc wróciliśmy do Iturbide do hotelu. Noc zapowiadała się deszczowo. Postanowiliśmy te deszczowe dni przeczekać robiąc bazę wypadową właśnie z tego hotelu.

Kolację Jarda przygotował na dziedzińcu hotelu, po czym udaliśmy się na główny plac miasteczka,

bowiem był to sobotni wieczór,

a to oznaczało jarmark

i huczną zabawę ludności.

Poszliśmy jeszcze na piwo do restauracji,

w której na ścianie wisiała mapa tras trekkingowych z interesującą nas, wiodącą kanionem z Aztekium valdezii. Jednak musieliśmy poczekać aż się wypogodzi, bo w czasie ulewy nie da się przejść bez narażenia na utratę życia.

09.03.2014 – niedziela – 56.029 km (hotel Iturbide ) 

Dla zabicia czasu, wyznaczyliśmy sobie drogę do Rayones. Początkowo mieliśmy ochotę przeprawić się od Montemorelos starą trasą wzdłuż rzeki przez La Boca i Las Cuevas. Niestety, okazało się, że woda wezbranej rzeki poprzerywała drogę i zerwała asfalt od miejscowości La Boca. Mieszkańcy stwierdzili, że przejazd jest niemożliwy. Wróciliśmy do Montemorelos i dobrą drogą przez góry dostaliśmy się w okolice Rayones. Gdy tylko dostaliśmy się znowu w pobliże rzeki, zaczęliśmy rozglądać się w poszukiwaniu ciekawych terenów.

Kilka kilometrów przed Rayones zauważyliśmy dość wąski kanion, wobec czego poszliśmy na zwiady. Już po pierwszych stu metrach zauważyłem na skałach, nisko nad dnem kanionu, kilka egzemplarzy Aztekium ritteri, ale dalej nie było ich widać. Poszliśmy w górę kanionu. Po przejściu kilkuset metrów skały stały się bardziej typowe dla tych roślin, chociaż gipsu w nich nie było widać i zaczęły pojawiać się:

 

- Aztekium ritteri GM1652

- Mammillaria candida GM1651

- M. winteriae GM1653.1

- M. rayonensis

- Epithelantha micromeris GM1653

- Echinocereus parkeri GM1653.2

- Sedum wrightii GM1653.3

- Eucnide lobata GM1653.4                                                                                                                 800 mnpm Rayones, NL

W Rayones zgłosiliśmy policji, że będziemy się szwendać po okolicy, co przyjęto ze zrozumieniem i wyraźnym zadowoleniem, po czym udaliśmy się w kierunku północnym. Po pewnym czasie wypatrzyliśmy most na rzece i prowadzącą ku niemu drogę, z czego skwapliwie skorzystaliśmy. Dostaliśmy się do osady, w której pozostawiliśmy auto na rynku, sami zaczęliśmy wspinać się na pobliskie białe wzgórza. Początkowo widzieliśmy tylko

Neolloydia conoidea GM1654.1 i

M. candida GM1654.2.

Przeszliśmy na następne wzgórza i tu pojawiły się

- Ariocarpus scapharostrus GM1654, ale nie było ich oszałamiająca ilość. Od czasu do czasu w typowym, łupkowym podłożu pojawiała się jedna czy dwie rośliny.

Koledzy bardzo byli zajęci wyszukiwaniem coraz to nowych roślin, ale mnie się to szybko znudziło, w związku z czym zacząłem się wspinać po grzbiecie kolejnych wzniesień, aż do momentu, gdy przede mną pojawiły się dość głębokie kaniony. Postanowiłem dostać się do najbliższego, co trwało dość długo, bowiem łatwo można było spaść na dno. Dno kanionu było wąskie, że ledwie można było iść, ale zacząłem posuwać się w głąb kanionu. Na ścianach widziałem coraz więcej roślin:

 

- Aztekium ritteri GM1654.3

- Mammillaria candida

- Hamatocactus hamatacanthus GM1654.4                                                                                        960 mnpm Rayones, NL

Muszę przyznać, że takiego zagęszczenia roślin jeszcze nigdy nie widziałem. Skała po prostu była nimi pokryta w taki sposób, że nie było miejsca, gdzie mogłaby zmieścić się dłoń nie dotykając roślin. Dalej do kanionu nie wchodziłem, gdyż usłyszałem dalekie grzmoty i zobaczyłem błyskawice. Gdyby zastała mnie tutaj ulewa, nie udałoby mi się wyjść po śliskich skałach, a woda w tak wąskim kanionie byłaby zabójcza. Czym prędzej zacząłem wspinać się i szybkim krokiem drogą powrotną, o tyle łatwiej, że z górki ruszyłem do auta. Kolegów już nie zobaczyłem. Gdy byłem jakieś 500 metrów przed autem zaczęło lać, więc pozostały odcinek biegłem. Gdy dopadłem auta, koledzy na mnie czekali, ale ja byłem mokry do majtek. Na szczęście mój aparat fotograficzny jest odporny na wodę. Nie było już w dniu dzisiejszym szansy na rozpogodzenia. Oznaczało to powrót do hotelu.

Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze przed Galeaną w miejscu, gdzie jest widowiskowy naturalny most. Już nie padało, ale otaczająca wszystko wilgoć była przenikliwa a zachmurzenie nie pozwalało wykonać porządnych zdjęć. Gdy minęliśmy Galeanę pogoda się poprawiła. Zatrzymaliśmy się jeszcze po kilku kilometrach i wyszliśmy w przyległy teren o podłożu gipsowym. Lekko wznoszący się teren bogato porośnięty był jakimś gatunkiem Selaginella. Wkrótce też wypatrzyliśmy w zwietrzałym podłożu:

- Thelocactus buekii GM1655.3

- Mammillaria winteriae GM1655.2

- Coryphantha delicata

- Neolloydia conoidea „grandiflora” to ciekawe, że między typowymi populacjami tej odmiany a tym stanowiskiem brak jest ciągłości, a odległość przekracza 50 km. Pomiędzy nimi spotkać można wyłącznie typowe N. conoidea.

- Echinocereus parkeri GM1655.1

- Turbinicarpus pseudopectinatus GM1655 z których większość miała owoce – jest to najdalej na północ wysunięta populacja tego gatunku

- Echinocactus ingens                                                                                                                        1560 mnpm Galeana, NL

Wróciliśmy do hotelu w Iturbide. W nocy słychać było ulewne deszcze, co oznaczało, że jeszcze następnego dnia nie wybierzemy się do kanionu na Aztekium valdezii.


10.03.2014 – poniedziałek – 56.288 km (hotel Iturbide ) 

Piękne słońce od samego rana mogło oznaczać tylko jedno – koniec deszczowych dni. To znaczyło, że następnego dnia możemy wybrać się do kanionu, ale dzisiejszy dzień poświęcamy na kierunek Aramberi. Okolice Aramberi to teren często odwiedzany przez kaktusową społeczność, ale jeśli zagłębić się w dalsze tereny od tych przydrożnych, to zawsze zaskakują swoją zmiennością. Przecież tutaj znalezione były Ariocarpus trigonus o kwiatach żółtych jak i populacje czerwono kwitnące, podobnie z A. retusus vel confusus. Niedaleko od siebie rosną Turbinicarpus dickisoniae, T. gracilis, T. hoferi, T. pseudopectinatus jak i Rapicactus subterraneus, R. beguinii, R. zaragozae.

W połowie drogi zatrzymaliśmy się widząc zielone górskie łąki, na których w mokrej trawie znaleźliśmy:

- Echinocereus knippelianus ssp. kruegeri z jeszcze zamkniętymi po nocy pąkami kwiatowymi, oraz

- Neobesseya asperispina GM1656                                                                                   2490 mnpm Puerto de Cieneguilla, NL

Postanowiliśmy jeszcze tu wrócić w późniejszych godzinach. W La Escondida zjechaliśmy z drogi asfaltowej w terenową, wiodącą na zachód, ku górom.

Przy pierwszych wzniesieniach o podłożu wapiennym zatrzymaliśmy auto i po chwili zobaczyliśmy:

- Ariocarpus confusus GM1657

- Ferocactus pilosus GM1657.1                                                                                               1590 mnpm La Escondida, NL

W pobliżu Aramberi wjechaliśmy w drogę prowadzącą na północ. Zaplanowałem tę drogę, ponieważ tego terenu jeszcze nie sprawdzałem, a wręcz spodziewam się, że niewielu tam się zapędziło. Szybko droga stała się zupełnie nieprzejezdna, w związku z czym pozostawiliśmy auto i pieszo ruszyliśmy w głąb doliny. Koledzy szli wolniej a ja nieco szybciej. Po kilku kilometrach postanowiłem poczekać na kolegów, zwiedzając przyległe wzgórze, na którym szybko natrafiłem na:

- Ariocarpus trigonus GM1657.3 ciekawe tylko jakiej barwy ma kwiaty

- Echinocereus pentalophus GM1657.2

- Thelocactus buekii GM1657.4

- Ferocactus echidne GM1657.5                                                                                            1330 mnpm Aramberri, NL

Gdy koledzy dotarli, pokazałem im co znalazłem i znowu poszedłem do przodu, zdając sobie sprawę, że tam gdzie zamierzam dojść, prawdopodobnie oni nie dojdą. Dotarłem po jakimś czasie do wąskiego kanionu, którego brzegi wznoszą się niemal pionowo do góry. Po jakimś czasie, patrząc zazwyczaj pod nogi, bo dno kanionu usłane było kamieniami i gałęziami, nadziałem się na sterczącą z góry ostro zakończoną gałąź, która przeorała mi czoło i nos, omijając o milimetry kącik oka. Krew się lała, ale postanowiłem nie dawać się przeciwnościom losu i iść dalej. Przebyłem jeszcze kilka kilometrów i gdy zobaczyłem, że w wielu miejscach widać skały gipsowe, z wielkim trudem wydostałem się z kanionu, wspinając po niemal pionowym zboczu i wykorzystując istniejącą, choć kłującą roślinność jako punktu podparcia. Przede mną roztaczał się piękny widok białych skał. Jakiś czas prowadziłem poszukiwania, ale widziałem tylko:

 

                                                                                                    - Thelocactus buekii GM1657.7

- Mammillaria formosa GM1657.6                                                                                             1460 mnpm Aramberri, NL

Zawiedziony, że nic tu więcej nie rośnie, musiałem wracać, bo też koledzy zapewne się niepokoili. Kilka razy nawoływałem, ale ich nie słyszałem. Później się okazało, że zrezygnowali i wrócili do auta.

Wybrałem jednak inną trasę powrotu, nie dnem kanionu, ale górą przez wzgórza. Prowadziły mnie wydeptane przez zwierzęta w tej dość gęstej roślinności ścieżki. W jednym miejscu znowu pojawiły się niewysokie skały gipsowe z mocno zwietrzałym gipsem. Znów postanowiłem kilka minut poświęcić na nie i to był strzał w dziesiątkę. Zobaczyłem malutkie główki wystające z podłoża skały:

 

- Rapicactus zaragozae ssp. nova GM1658 z pąkami kwiatowymi, różniące się od typowych ilością cierni bocznych, mają ich wyraźnie mniej, oraz po otwarciu pąków kwiatowych, barwą płatków, która nie jest żółto pomarańczowa z czerwonym środkiem, ale czysto biała z jasno różową linią środkową.

Znalazłem jeszcze tylko najprawdopodobniej młode rośliny

- Mammillaria formosa o grzebieniowo ułożonych cierniach w areolach

- Thelocactus buekii                                                                                                                1420 mnpm Aramberri, NL

Schodząc ze wzgórz zapisałem jeszcze dane GPS, by łatwiej kiedyś tu wrócić.                        1370 mnpm

Wracając szybkim krokiem w połowie drogi powrotnej spotkałem Jardę, który widząc, że koledzy wracają poszedł swoją drogą do widocznych z daleka gipsowych wzgórz, ale nie znalazł nic ciekawego. Powróciliśmy do drogi asfaltowej i kilkanaście kilometrów za Aramberi skręciliśmy ku El Nogalar.

Trasa wiodła bardzo ciekawie, przez drewniane mostki na rzece, zielone gaje, po czym zaczęła się wspinać na wzgórza. W najwyższym miejscu zatrzymaliśmy się. Pogoda wyraźnie się popsuła a niebo pokryło się ciężkimi, ołowianymi chmurami. Odkryliśmy tutaj wszędobylski:

- Thelocactus buekii oraz

- Ariocarpus confusus GM1659 a co nas najbardziej zaskoczyło, to występujące tutaj dość mało podobne do typu i do tego rosnące gromadnie, nie w dolinach ale w górach

- Homalocephala texensis GM1659.1 niektóre posiadały aż 21 mocno zaokrąglonych żeber             980 mnpm El Nogalar, NL

 Dojechaliśmy do samego El Nogalar. Miejsce to jest bardzo wilgotne i mocno pokryte zielonymi roślinami, więc na skałach odkryliśmy:

- Selenicereus GM1659.2                                                                                                                800 mnpm El Nogalar, NL

Powróciliśmy tą samą drogą, bo innej nie było.

Już dość blisko asfaltu, przejeżdżając blisko niemal pionowych a w każdym razie mocno nachylonych litych skał, zatrzymaliśmy się i w szczelinach odkryliśmy, co nas bardzo zaskoczyło:

 

- Ariocarpus trigonus GM1659.4 i                                              - Sedum parvum GM1659.3

- Thelocactus buekii

- Mammillaria formosa                                                                                                               910 mnpm El Porvenir, NL

Przejechaliśmy przez skrzyżowanie Aramberi i niedaleko La Escondida, już przy nisko położonym, choć za chmurami, słońcu weszliśmy na interesujące nas wzgórze, na którym byłem już w roku 1999. Zastaliśmy tutaj:

- Thelocactus conothelos ssp. aurantiacus GM1660.3 dość nieliczne egzemplarze

- Th. buekii GM1660.1

- Ariocarpus trigonus GM1660 o czerwonych kwiatach

- Echinocactus ingens

- Coryphantha delicata GM1660.2                                                                                             1455 mnpm La Escondida, NL

Zaczęło delikatnie padać i światła już było zbyt mało, aby robić zdjęcia. Pozostało nam tylko wrócić do hotelu na kolację i nocleg.

11.03.2014 – wtorek – 56.648 km (hotel Iturbide) 

Jeszcze jeden dzień pozwoliliśmy spłynąć wodzie nagromadzonej w kanionie. Chcieliśmy jeszcze zobaczyć Rapicactus booleanus być może akurat kwitnące.

Rano poświęciłem kilka klatek na uwiecznienie roślin z rodzajów Echeveria i Sedum, którymi obsadzone były wyeksponowane skałki na hotelowym dziedzińcu.

Po śniadaniu ruszyliśmy w drogę i ku naszemu zdumieniu zobaczyliśmy górujący nad okolicą szczyt Cerro Potosi spowity śniegiem.

 

Podjechaliśmy do Galeana na zakupy, a przy okazji u ulicznego sprzedawcy zakupiliśmy po litrze świeżo przy nas wyciśniętego soku z pomarańczy i grejpfrutów. Jest to chyba najlepszy, a przy tym zdrowy napój w tym rejonie świata.

Minęliśmy Santa Clara de Gonzalez i zatrzymaliśmy się gdy pojawiły się białe gipsowe wzgórza. Największą trudnością było przedostanie się przez ciągnący się wzdłuż drogi, głęboki kanion okresowej rzeki. Znaleźliśmy jednak takie wydeptane miejsce i idąc ku wzgórzom zobaczyliśmy Rapicactus beguinii oraz Echinocereus parkeri. Zaczęliśmy wspinać się na wzgórza i dosłownie po chwili, w miejscach, gdzie gips jest nie tylko zwietrzały, ale pokryty ciemnym bionicznym kożuchem, zobaczyliśmy poszukiwane:

 

- Rapicactus booleanus GM1661 z których wiele kwitło czerwonymi kwiatami, oraz sporadycznie

- R. beguinii GM1661.2

- Echinocereus parkeri GM1661.1

- Thelocactus buekii GM1661.3

 

- Mammillaria formosa GM1661.4                                                                          2000 mnpm Santa Clara de Gonzalez, NL

Dość dużo czasu poświęciliśmy na fotografowanie niecodziennie przecież kwitnących roślin, po czym zatoczyliśmy koło przez okoliczne wzgórza, wszędzie spotykając podobne rośliny. Koledzy znaleźli tu także Ariocarpus retusus.

Wróciliśmy tą samą drogą zaznaczając punkt przejścia przez kanion:                                        2040 mnpm

W okolicy pozostawionego auta, na obrzeżu lasu fotografowaliśmy jeszcze kwitnące grupki:

 

- Rapicactus beguinii GM1661.7                                                                                               1995 mnpm

Korzystając z pięknej pogody wróciliśmy na odwiedzone wcześniej stanowisko kwitnących

 

- Echinocereus knippelianus ssp. kruegeri GM1662 oraz rosnącej z nimi, choć nie kwitnącej

- Neobesseya asperispina. Dość dużo czasu tu spędziliśmy fotografując morze kwiatów, przy czym nie były one w pełni otwarte. Większość kwiatów była w tonacji jasnoróżowej a tylko niektóre ciemniejsze.

Teraz pojechaliśmy jeszcze na stanowisko Geohintonia mexicana. Po drodze zatrzymaliśmy się przy wlocie do doliny, gdzie kwitły Thelocactus buekii a okalające nas zbocza urozmaicone były niskimi palmami. Po około 10 kilometrach byliśmy na miejscu. Na chwilę się tu zatrzymaliśmy sprawdzając, czy nic w wegetacji się nie zmieniło:

 

- Geohintonia mexicana GM056                                                 - Aztekium hintonii GM057

 

- Neolloydia conoidea

- Mammillaria candida                                                                                                       1400 mnpm San Jose del Rio, NL

Dojechaliśmy do wioski. Po drugiej stronie rzeki widać było drogę wspinającą się do La Florida, lecz tam było już bardzo zielono, co nas zniechęciło. Gdybyśmy poszli korytem rzeki Rio Pablillo w lewo, natrafilibyśmy na wspaniale widoczne, białe wzgórza gipsowe, lecz tutejsza ludność nie sprzyja takim badaniom, więc zawróciliśmy i nie tak znowu daleko od wioski sprawdziliśmy, co jeszcze rośnie na tych skałach. Tu także znaleźliśmy:

- Geohintonia mexicana

- Aztekium hintonii

- Neolloydia conoidea GM1661.8                                                                                         1265 mnpm San Jose del Rio

Większość roślin była uszkodzona. Być może był to wynik dawniejszego zbioru nasion przez tubylców, ale też znaczna ilość osłów wypasających się na tych skałach nie wróżyła nic dobrego.

Szybko też pojawił się jakiś tubylec obserwujący nasze poczynania. Ponieważ tylko fotografowaliśmy, nie przeszkadzał nam zbytnio. Gdy słońce mocno się obniżyło, wsiedliśmy do auta i powróciliśmy do hotelu w Iturbide.

12.03.2014 – środa – 56.886 km (hotel Iturbide) 

Z samego rana, a właściwie jeszcze po ciemku wyjechaliśmy w celu eksploracji kanionu trasą trekkingową. Po przejechaniu około 30 kilometrów dostaliśmy się na dno kanionu. Widząc trudność trasy, Libor, Pepa a na końcu i Ladia zrezygnowali z uczestnictwa. Umówiliśmy się z nimi, że o godzinie 22,00 będą na nas czekać w tym samym miejscu. Tak więc ja i Jarda ruszyliśmy w drogę zaopatrzeni w nieprzemakalne worki oraz dużo picia i mało jedzenia. Początek drogi nie przedstawiał jakichś komplikacji. Trzeba było tylko wielokrotnie przechodzić przez rzekę, której woda sięgała zazwyczaj do kolan, i nie była nadto zimna. Zimny był tylko wiejący jak w kominie wiatr.

Widoki były piękne. Przechodziliśmy pod wieloma wodospadami, omijaliśmy przepiękne skały trawertynowe, które chciałoby się zabrać do domu.

Kanion robił się coraz bardziej wąski a ściany wysokie, przy czym im większy był spadek terenu, tym woda bardziej rwąca.

 

Zaczęły się problematyczne przechodzenia przez coraz wyższe wodospady. W jednym miejscu musieliśmy wspinać się po skale korzystając z zamocowanej wcześniej przez kogoś liny, w innym trzeba było zeskoczyć z metrowej skały do wody, która sięgała mi do ramion.

Oznaczało to, że nie ma odwrotu i trzeba będzie dotrzeć do samego końca kanionu, a koledzy będą się wściekać i niepokoić, że nas jeszcze nie ma w punkcie zbiórki. Telefonów satelitarnych przecież nie posiadaliśmy, a z tego miejsca nie było szansy uzyskać połączenia telefonicznego, czy chociażby SMS. W jednym miejscu, gdy zejście ze skały było dosyć wysokie, Jarda po zeskoczeniu próbował utrzymać mnie, podstawiając jako stopień swoje ręce, jednak ja nie miałem punktu zaczepienia dla rąk, a nasiąknięty wodą, czyli ciężki plecak przeważył i odpadłem od skały, wpadając do strumienia, co nie było specjalnie kłopotliwe, bo lądowanie było raczej miękkie, gdyby nie to, że jakaś ostra skała w wodzie przecięła mi palec niemal do kości. Co chwilę spłukiwałem krew, która bardzo wolno się tamowała, a właściwie co jakiś czas do wieczora wysączała się z otwartej rany. Największym zaskoczeniem było, gdy przed nami pojawiła się góra zamykająca kanion.

 

W tej górze woda wydrążyła tunel nazywany Puente de Dios, przez który się przedostaliśmy do kontynuacji kanionu rzeki Rio Potosi.                                                                                               1160 mnpm Puente de Dios, Potrero Prieto de Abajo, NL

Do takiej wyprawy trzeba mieć zupełnie inny sprzęt fotograficzny, odporny na wodę oraz upadki z wysokości i liczne uderzenia, aby oddać scenerię, w której uczestniczyliśmy. Teraz tylko kilka razy wyjmowałem aparat z nieprzemakalnego worka, a to za mało. W taki sposób przebyliśmy około 20 kilometrów, aż skały po obu stronach kanionu stały się nie tylko niemal pionowe, ale i czerwonobrązowe, a sam kanion na dole się wyraźnie poszerzył a woda uspokoiła.

Tutaj też zaczęliśmy z bliska przyglądać się skałom. Szybko też zauważyliśmy liczne:

- Aztekium valdezii GM1663 a także sporadycznie występujące

- Mammillaria prolifera GM1663.1

- M. winteriae GM1663.2

- Echinocereus rayonensis

- Ec. pentalophus ssp. leonensis                                                                                                      900 mnpm Guadalupe, NL

Idąc dalej zaobserwowaliśmy, że to stanowisko jest nadzwyczaj duże i ciągnie się ono na długości 3,5 km kanionu, przy czym większość roślin znajduje się po północnej stronie kanionu, a tylko gdzieniegdzie po przeciwnej. Rośliny wprawdzie nie kwitły, ale rosły tak pojedynczo, jak i w olbrzymich kępach mocno rozgałęzionych roślin, osiągających niekiedy wielkość 30 cm.

W jednym miejscu, gdy wspinałem się po niemal pionowej skale, Jarda krzykiem ostrzegł mnie, bym natychmiast zszedł niżej, bo nade mną znajduje się grzechotnik. Obszedłem to miejsce i faktycznie, na niewielkiej półce skalnej leżał zwinięty grzechotnik. Pytanie tylko, w jaki sposób on się tam wspiął?

Było już dobrze po godzinie 14-stej a przed nami do pokonania ponad 20 km drogi. Ruszyliśmy z kopyta, jeśli się tak można wyrazić, jednak bardzo powoli nam to szło. Po pierwsze cały czas szliśmy po kamieniach i zwykle w wodzie. Po drugie kanion nie przebiega liniowo, ale kręci 1 km w lewo, następnie 500 metrów w prawo i tak bez końca i do znudzenia. Wieczorem, niesamowicie zmęczeni dotarliśmy do jakiejś osady i chcieliśmy żeby nas ktoś podwiózł do miasta, oferując duże pieniądze. Niestety, ponieważ już było ciemno, a ten rejon kraju jest jednym z najbardziej niebezpiecznych w Meksyku z uwagi na grasujące bandy, nie znaleźliśmy chętnego. Pozostało nam iść dalej. Pewnie jeszcze z 10 km przeszliśmy i stwierdziliśmy, że dalej iść się już nie da, a wszystkie członki ciała nas bolą. Przy drodze zatem rozpaliliśmy ognisko i próbowaliśmy zatrzymywać sporadycznie przejeżdżające auta, z powodu j.w. bezskutecznie. Dopiero po około pół godzinie zatrzymał się jakiś wypełniony ludźmi autobus. Kierowca wprawdzie już jechał do bazy, ale skuszony pieniędzmi uzgodnił, że zostawi autobus a swoim autem odwiezie nas do miasta. Odetchnęliśmy z ulgą, gdy już to się stało. W Linares najpierw najedliśmy się doskonałych takos, a następnie taksówką wróciliśmy do hotelu, gdzie bardzo ciepło przyjęli nas mocno umartwieni naszą nieobecnością koledzy. Muszę przyznać, że droga którą przeszliśmy jest niebezpieczna, łatwo o kontuzję, a wówczas brak możliwości uzyskania jakiejkolwiek pomocy i brak łączności ze światem zewnętrznym. Również w przypadku nagłej ulewy rwąca woda może stanowić wielkie niebezpieczeństwo. Chyba drugi raz bym nie zaryzykował przejścia. Zdecydowanie łatwiej byłoby, gdyby zaplanować przejście na dwa dni, gdyż w połowie trasy jest dobre miejsce na nocleg.

W trakcie, gdy ja i Jarda barowaliśmy się z kanionem, pozostali koledzy odwiedzili stanowisko Rapicactus beguinii ssp. hintoniorum i mieli to szczęście, że niektóre rośliny kwitły.

- Rapicactus beguinii ssp. hintoniorum


13.03.2014 - czwartek – 57.124 km (hotel Iturbide) 

Rano pożegnaliśmy właścicielkę hotelu i pojechaliśmy na południe.

Po drodze kontrolowała nas Policia Cyvil.

Jest to organizacja powoływana przez organa terytorialne, gdyż wielokrotnie udowodniono korupcję i współpracę policji federalnej, czyli państwowej z mafią.

Kontrola odbywała się w całkiem miłej atmosferze, a nawet pozwolono nam się fotografować z kontrolującymi.

Wstąpiliśmy jeszcze do La Soledad, na znane stanowisko, przy czym nie jechaliśmy tam gdzie zazwyczaj się jeździ, ale całkiem blisko drogi asfaltowej zaczęliśmy penetrować wzgórze, na którym były:

- Thelocactus buekii GM1663.3

- Echinofossulocactus erectocentrus GM1663.4

- Turbinicarpus pseudopectinatus GM1663.5

 

- Rapicactus subterraneus GM1663.6

- Mammillaria candida GM1663.7                                                                                             1740 mnpm La Soledad, NL

Okazało się, że poprzedniego dnia nadwyrężyłem kolano, które mnie teraz bolało przy każdym stąpnięciu. Nie starałem się już daleko chodzić. Stąd jechaliśmy prosto jak strzelił na południe, aż niedaleko Dr Arroyo zboczyliśmy ku pobliskim wzgórzom. Po krótkim poszukiwaniu wypatrzyliśmy nieliczne:

- Thelocactus multicephalus GM1663.8

 

- Turbinicarpus pseudopectinatus GM1663.9                                                                                  1960 mnpm Capadero, NL

Odwiedziliśmy jeszcze moje stanowisko

-T. graminispinus GM1354, bowiem liczyłem na kwiaty. Niestety, ale się przeliczyłem, bo dopiero szykowały się do kwitnienia, a kwitły za to:

- Grahamia coahuilense GM1663.10

- Thelocactus conothelos GM1663.11 zaś bez kwiatów były jeszcze

- Mammillaria picta GM1354.1

- M. candida                                                                                                                   1570 mnpm San Jose del Llano, Tam

Jeszcze przed wieczorem wstąpiliśmy na również mi znane stanowisko przy Bustamante, na którym były:

- Ariocarpus retusus GM262 dość dziwna populacja

 

- Turbinicarpus pseudopectinatus GM261 wiele roślin miało pąki kwiatowe, bądź już z powodu późnej pory zamknięte kwiaty                                                                                                                            2000 mnpm Bustamante, Tam

Już po ciemku dotarliśmy do hotelu El Dorado w pobliżu Tula, gdzie jak zwykle Jarda wykazał się sztuką kulinarną.

14.03.2014 – piątek - 57.648 km (hotel El Dorado, Tula) 

Po śniadaniu podjechaliśmy jeszcze na północ, by zobaczyć, czy przypadkiem nie kwitną Obregonia denegrii. Stosunkowo blisko głównej drogi asfaltowej Mex-101 znaleźliśmy piękną populację:

- Obregonia denegrii GM1664, które jednak miały tylko pąki kwiatowe oraz

- Ferocactus echidne GM1666

- Coryphantha delicata GM1667

- C. vaupeliana GM1665                                                                                        720 mnpm San Francisco de Zorilla, Tam.

Jeszcze chcieliśmy pomyszkować po okolicy, więc obraliśmy kierunek na Francisco i Madero, w pobliżu którego widzieliśmy:

- Coryphantha delicata

- Myrtilocactus geometrizans kwitnące

- Rooksyba euphorbioides też z kwiatami

- Echinocereus pentalophus całe kwitnące grupy

- Aloe vera zawleczone tu i uprawiane na plantacjach

- Argemone pleyacantha

- Astrophytum myriostigma GM1668

- Mammillaria viereckii GM1668.1

- Coryphantha delicata                                                                                                       900 mnpm Francisco i Madero

Jeszcze dalej w głąb doliny: 

- Astrophytum myriostigma

- Ariocarpus trigonus GM1669

- Mammillaria viereckii GM1669.1

- M. candida

- Hamatocactus sinuatus                                                                                                       920 mnpm El Carrizo, Tam.

Dobre 2 kilometry dalej zatrzymały nas rosnące przy drodze na stromym zboczu wzgórza:

 

- Ariocarpus trigonus GM1669.2 oraz rosnące poniżej

- Hamatocactus sinuatus GM1669.3                                                                                         790 mnpm El Carrizo

Dalej już nie jechaliśmy, ale zawróciliśmy z powrotem, przy czym jeszcze raz się zatrzymaliśmy na jakiejś przełęczy:

- Mammillaria candida GM1669.4 i nic więcej                                                                     840 mnpm Francisco i Madero, Tam.

Teraz dość daleko przesunęliśmy się na południe i wjechaliśmy w szerokie laguny, by po kilkunastu kilometrach zatrzymać się w znanym mi miejscu, w którym podziwialiśmy:

- Ariocarpus retusus znany jako pulcherrimus GM1358

- Mammillaria surculosa GM1670

- M. centralifera GM1670.1

- M. roseoalba GM1670.2

- Echinofossulocactus pentacanthus GM1670.3

- Echeveria GM1670.4                                                                                                  1050 mnpm Lucio Vazquez, Tam.

Tym samym skończyliśmy z kaktusami i pospieszyliśmy korzystając z nowych autostrad do Mexico City, do znanego mi motelu Las Vegas na obrzeżach miasta.

15.03.2014 - sobota – 58.410 km (motel Las Vegas)

Jarda postanowił, że przeniesiemy się do innego hotel, bliżej lotniska. Tak też uczyniliśmy, jadąc zatłoczonymi ulicami centrum Meksyku i poszukując podanego adresu. Trwało to niemal pół dnia, zanim go znaleźliśmy.

Zameldowaliśmy się, umówiliśmy na późniejszy odbiór auta i pojechaliśmy na Mercado Banderas a później Mercado Sonora.

Na pierwszym kupowaliśmy różne pamiątki, przy czym ja kupiłem tylko koszulki o ciekawych motywach, natomiast Jarda na Mercado Sonora zakupił 3 kg suszonej papryki.

On po prostu tak kocha kuchnię meksykańską, że bez tej przyprawy nie może się obejść.

Po powrocie bez kłopotu zdaliśmy auto, spakowaliśmy się, dopiliśmy ostatnie tequile i spędziliśmy ostatnią noc w Mexico City.


16.03.2014 - niedziela –hotel

Rano nie było tego dnia wczesne, bo i tak dopiero wieczorem odlatywaliśmy.

Bardzo smaczne pieczone banany podane na słodko.

Około 13-tej musieliśmy opuścić hotel a zamówiona taksówka na nas czekała. Dotarliśmy do lotniska w dwóch turach, jako że 5 osób z bagażami do jednego auta się nie mieści. Teraz legliśmy w holu przed salą odpraw i bardzo długo czekaliśmy.

Blisko nas ulokował się jakiś wysoki gość i zaczął się przepakowywać.

Naturalnie nawiązaliśmy kontakt i okazało się, że jest to kaktusiarz, a raczej sukulenciarz z Italii. Po odprawie trzymaliśmy się razem aż do Amsterdamu, gdzie oczywiście przesiadł się do innego samolotu niż ja. Tam również pożegnałem kolegów, którzy mieli wcześniejszy samolot do Pragi. Bez żadnych już przygód dotarłem do domu, szczęśliwy, choć niesamowicie zmęczony.


Home